Trzech magistrów historii
Trzech magistrów historii
marektomasz marektomasz
3009
BLOG

Polityczne skutki obalenia hipotezy katastrofy lotniczej

marektomasz marektomasz Polityka Obserwuj notkę 27

Żeby zrozumieć aktualne uwarunkowania polityczne w Polsce należałoby przeanalizować pokrótce, co dzieje się poza naszym krajem. W dalszej części wyjaśnię, dlaczego. Sytuację polityczną na świecie zdominowały dziś nagromadzone w ciągu ostatnich kilku lat napięcia. Narastające błyskawicznie w polityce wewnętrznej każdego z głównych światowych graczy. Każdego, poza …  Chinami.

Pęknięcie wewnątrzamerykańskie – ujawnia nie tylko tradycyjne starcie amerykańskiej lewicy, amerykańskich progresywistów z tradycjonalistami. Wyraża także zagrożenie dla amerykańskich interesów. To ostatnie zostało odczytane – po pierwszych latach rządów administracji Obamy - przez amerykańskie służby. Przez amerykański przemysł, przez Pentagon. Liczne zagrożenia sprowokowane zostały widocznym politycznym „samorozbrojeniem się” Ameryki. Skutkowało to m.in. powrotem Rosji do polityki imperialnej - do zawoalowanej agresji. Co gorsza, politycznym wycofywaniem się USA z Europy.

Pęknięcie wewnątrzrosyjskie charakteryzuje nie tyle tradycyjne napięcie między rosyjskimi służbami - między FSB, a zanikającą GRU - ile znaczące różnice zdań w wyborze kierunków polityki zagranicznej. Zadaniem Prezydenta Miedwiediewa było od początku sygnalizowanie zrozumienia dla zachodniego, zwłaszcza amerykańskiego, podejścia. Premier Putin grał tymczasem rolę zdystansowanego męża stanu. Zdystansowanego również do jednoznacznego opowiadania się po stronie Zachodu. Prawdziwe uczucia Rosjan wyrażał swobodnie wyłącznie Władymir Żyrinowski. Grę trzech rosyjskich głosów widać było bardzo wyraźnie podczas rozszerzającego się konfliktu w Libii.

Pęknięcie wewnątrzniemieckie wyróżnia podział na Niemcy prorosyjskie, zarysowane przez Schroedera oraz Niemcy stanowiące bastion interesów amerykańskich w Europie. Po Tragedii Smoleńskiej Angela Merkel wydaje się bliższa tej pierwszej wizji Niemiec. Niemiec budujących, w oparciu o ścisłą współpracę z Rosją, swoją dominującą pozycję w Europie. Ścisłe wiązanie polityki Niemiec i Rosji, widoczne zwłaszcza w odniesieniu do Europy Środkowo Wschodniej, nie pozostanie bez skutków dla samych Niemiec.

Pęknięcia wewnątrzeuropejskie mają – w odniesieniu do polityki zagranicznej – trojaką naturę. Powinniśmy dostrzegać w Europie trzy ścierające się nieustannie tendencje – transatlantycką (reprezentowaną dziś przez Wlk. Brytanię), śródziemnomorską – czyli francuską, włoską, z optyką wyostrzoną na Afrykę Północną - oraz prorosyjską, szczególnie dziś widoczną w strategiach gospodarczych Niemiec.

Pęknięcie wewnątrzizraelskie ma charakter stały. Bez pokojowego uregulowania statusu Autonomii Palestyńskiej nie ma mowy o ustabilizowaniu sytuacji w tamtym regionie. Izrael na zawsze zdominował spór „gołębi” z „jastrzębiami”. W tym drugim przypadku ze zwolennikami intensywnego wykorzystywania służb specjalnych oraz armii izraelskiej do rozwiązywania problemów politycznych. Nie spodziewajmy się zmiany tego nastawienia. Co najmniej dopóki izraelskim „jastrzębiom” nie uda się doprowadzić do eskalacji megakonfliktu. Być może rozszerzonego na cały świat arabski. Konfliktu, po którym państwo Izrael będzie już bardzo poważnie zagrożone. Działalność izraelskich „jastrzębi” w decydującym stopniu podsyca dziś napięcia wewnętrzne w USA. A w związku z tym również i światowe. 

„Arabska wiosna” wydaje się przejawem aktywności przede wszystkim służb Izraela. Ale nie tylko. Także wszystkich służb wyżej wymienionych krajów, z rosyjskimi na czele. Rola tych ostatnich, ich aktywność w Afryce Północnej, w świecie arabskim, ujawni się w pełni – jak przypuszczam – w drugiej fazie „Arabskiej wiosny”. W fazie trzeciej – o ile do niej dojdzie – zapoznamy się już z aktualną siłą i pozycją międzynarodową Chin.

Ciekawi, nieciekawi

Zanim „Arabska wiosna” na dobre się rozwinie, nim w partii światowych szachów ocenimy wstępne posunięcia graczy, wróćmy mentalnie do zacisznej Polski. Co, z nakreślonego wyżej obrazu, dla nas Polaków wynika? Ano choćby analogia. W Polsce również obserwujemy głębokie pęknięcie. Po jednej stronie umieścili się ci, którzy pewnych pytań nigdy nie zechcą zadać. Po drugiej, wszyscy pozostali.Jakich pytań?

Na przykład takich:

1. Które polskie służby nadzorowały, w tym zabezpieczały, tragiczny lot samolotu Tu-154M do Smoleńska?

2. W jaki sposób polskie służby komunikowały się z załogą zarówno przed, jak i w trakcie tragicznego lotu?

Dwa proste pytania. Mimo to polskie „stronnictwo nieciekawych” nie ma zamiaru ich nigdy zadawać. Rolę przywódców „nieciekawych” w Polsce wydaje się pełnić redakcja pewnej gazety. Jej nazwy nie wolno mi wymieniać. Ani nazwiska jej redaktora naczelnego. Generalnie chodzi o całe to środowisko. W tym o kontrolowaną przez nich prasę, rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne (będące pod ich wpływem).

Druga grupa - nazwijmy ją „stronnictwem ciekawych” - nie tylko takie pytania stawia. Posuwa się też do publikowania własnych analiz. A nawet do snucia rozmaitych przypuszczeń. Choćby takich – skąd brało się unikanie stawiania najprostszych pytań przez okrągły rok „śledztwa”? Prowadzonego przez niejakiego Millera w Polsce, a nie w żadnej Rosji. Pytań kierowanych do najważniejszych polskich świadków wydarzeń 10-tego kwietnia? Czy takie zaniechanie mogłoby świadczyć o skali uwikłań rządu Tuska w Tragedię?

Co więcej, aktywiści „ciekawych” potrafią publicznie nagle stwierdzić, że gdybyśmy skoncentrowali się wyłącznie na polskim zaangażowaniu w Tragedię Smoleńską, to prawdopodobnie doszlibyśmy do celu. Ustalilibyśmy już dawno prawdziwy przebieg tamtych wydarzeń. Bylibyśmy też w stanie wskazać sprawców. Gdybyż ci ludzie, tak zwani „ciekawi”, na sugestiach kończyli. Ale nie, oni bezwstydnie suną w swoich spekulacjach dalej. Twierdzą na przykład, że „raport Millera” nie ukaże się publicznie nigdy. Co najwyżej po wyborach parlamentarnych; w jakiejś zruszczonej, sparodiowanej wersji. W wersji nie mającej absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością. Brzmiącej przekonująco wyłącznie w uszach ludzi tępych.

Raport Millera – według „ciekawych” - będzie bił w przyszłości po oczach osobliwościami. Ujawni na przykład, jak wielu oczywistych pytań nigdy w Polsce nie zadano. Jak bardzo rząd Tuska – w tym jego tysiące funkcjonariuszy i urzędników - trudził się, żeby nie zbliżyć się choćby na metr do rozwikłania tajemnicy tamtej zbrodni. Powiedzmy to w końcu - „frakcja ciekawych” wydarzenia 10.04.2010 nazywa zbrodnią na polskich elitach.

Na tym ci straszni ludzie nie poprzestają. Zachęcają na przykład – publikując ogłoszenia w Internecie - pracowników Okęcia, lotniska wojskowego, ale również przypadkowych świadków z lotniska cywilnego w Warszawie, także funkcjonariuszy polskich służb (specjalnych), zamieszanych w obsługę lotu Tu-154 101 do Katynia, również pozostałych lotów do Smoleńska tego dnia rano, by ci czym prędzej składali dobrowolne oświadczenia pisemne przed zaufanym notariuszem. O tym, co widzieli, czego byli świadkami, co utkwiło w ich pamięci. W związku ze zdarzeniami, dokumentami, które zapamiętali. Również w tych przypadkach, w których ich udział wydaje im się dla całej sprawy nieistotny, a dokumenty, które widzieli, rutynowe. Oświadczenia tego typu polscy świadkowie poranka 10.04.2010 na lotnisku Okęcie w Warszawie mogliby deponować u notariusza w dowolnym mieście w Polsce. Powinni też ogłaszać własne relacje publicznie. Sugestia „ciekawych” jest taka, że gdyby blokada polskiego śledztwa w sprawie wydarzeń na lotnisku Okęcie 10.04.2010 rano miała jakikolwiek poważniejszy powód, to rozgłaszanie własnej wiedzy przez świadków okazałoby się jedynym sposobem dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Po nagłośnieniu własnych zeznań świadek byłby już, miejmy nadzieję, bezpieczny.

Społeczeństwo

Posiadamy zatem dwie głęboko podzielone grupy w Polsce. Z jednej strony obserwujemy miliony ludzi przekonanych, że polskie uwikłanie w zbrodnię smoleńską to trop, od którego śledztwo w Polsce należałoby zacząć. Z drugiej, miliony osób pewnych, że określonych pytań nie należy nigdy stawiać. My tkwimy gdzieś pośrodku. Zadaniem początkujących polskich publicystów jest spowodowanie, żeby obydwie te frakcje jakoś się ze sobą zaprzyjaźniły.

Jak tego dokonać? Jak doprowadzić do wielkiej przyjaźni w Polsce? Może nawet do miłości? Przyjrzyjmy się sytuacji nieco bliżej. Oto z jednej strony „ciekawi” - ludzie bystrzy, energiczni, sympatyczni, generalnie fajni. Wolontariusze i wolontariuszki, którzy pomimo sporego zmęczenia stale wracają do Tragedii Smoleńskiej. Odkrywając w niej  za każdym razem coś nowego. Licząc się przy tym z faktem, że zagadka Tragedii może się okazać wielopoziomowa. Przesłonięta kilkoma zasłonami, setkami elementów dezinformujących. Zwłaszcza po przyjęciu założenia, że zamachowcy mogli tworzyć strukturę rozbitą na bardzo wiele elementów, a każdy z udziałowców mógł znać tylko jeden mały fragment. I że poskładanie tego w całość, poprzez próbę odnalezienia uczestników smoleńskiego zamachu, będzie najprawdopodobniej niemożliwe. Zdaniem „ciekawych” odkrycie prawdy o Tragedii zamieniło się w nasze zobowiązanie. W  wyzwanie stojące dziś przed Polakami.

Z drugiej strony „nieciekawi”. Niezbyt rozgarnięci, ponurzy, nieudolni i skryci. Członkowie Platformy Obywatelskiej. Ogólnie mało fajni. Często beznadziejni karierowicze. Jakby nieco zrusyfikowani, może nawet z podskórnym bolszewickim zacięciem. Zajmujący się najczęściej śledzeniem ruchu warg generała Błasika. Tropieniem tych warg na filmie. I nawet gdy się w końcu okazało, że takiego filmu nie ma, ponieważ film ten nigdy nie powstał, to oni i tak wiedzą swoje. Po czym czekają na następne zlecenie ze strony swojej ulubionej gazety. Bez jej podpowiedzi absolutnie nie wiedzą, kogo następnym razem powinni śledzić, do kogo odczuwać nienawiść, ani nawet … co mają  myśleć.

„Nieciekawi” stanowią w Polsce majnstrim. Ich pierwszym odruchem na wiadomość o obaleniu hipotezy katastrofy lotniczej w Smoleńsku, odruchem demonstrowanym bez skrępowania (widzieliśmy to na salonie24) była ucieczka. Ucieczka przed rzeczywistością, przed tematem, przed prawdą,  przed rozumem. Ucieczka w lingwistykę, w semantykę, ucieczka przed wnioskowaniem, zwłaszcza przed swobodnym używaniem logiki. Jeżeli Państwo pozwolą, odwołam się do medycyny – otóż ich zbiorowa reakcja na temat Tragedii Smoleńskiej, to blokada świadomości, to otępienie. Oni nie chcą niczego na ten temat wiedzieć. Są nieciekawi. Zrealizowali tym samym postulat „redaktorów”, nadzorców własnej świadomości. Nie zajmują się tą sprawą. Zostawili ją w rękach medialnych „fachowców” - z MAK-a, z komisji Millera, z prasy, radia i z telewizji. Wyłączyli myślenie, analizowanie, swobodną dyskusję. Uznali, że skoro człowiek radziecki był w stanie wykształcić w sobie taki odruch, to dlaczego nie oni?

Czy możliwe jest zatem doprowadzenie do sytuacji, w której „nieciekawi” pokochają z wzajemnością „ciekawych”?

Jest możliwe, drodzy Czytelnicy. Jest możliwe jak najbardziej. Zanim jednak przejdę do kreślenia barwnych szczegółów takiego scenariusza, przyjrzę się innej możliwości. W której ostrożnie założyłem, że nie uda się doprowadzić między dwiema poróżnionymi grupami do miłości dobrowolnej. Może to być miłość trudna, proszę mi wierzyć, zwracam się zatem z uprzejmą prośbą o podążanie za mną w nieco innym kierunku.

Skąd na przykład wiemy, że nie dojdzie w tym wypadku do miłości pod przymusem? Choćby w wyniku poszerzających się obszarów nędzy za rządów magistra Tuska. Na skutek gwałtownie drożejącej benzyny, rosnących szybko rachunków za światło i gaz, za węgiel, za wszystko. Przypuszczam, że rząd Platformy Obywatelskiej na tyle oryginalnie poprowadzi polskie sprawy, na tyle zdecydowanie będzie się zadłużał, że nasza gospodarka zostanie rozłożona przez obecną ekipę o wiele wcześniej, niż pan magister ze swoimi zaufanymi spin doktorami sobie założył. Niż byli to w stanie „specjaliści” Donalda Tuska kiedykolwiek sobie wyobrazić. Imaginujmy zatem przez moment, że krach gospodarczy,  przynajmniej przed listopadem 2011, się nie wydarzy. I to pomimo wszelkich znaków na niebie i ziemi wskazujących wprost przeciwnie. Zaufajmy choć raz rządowi Tuska. Być może uda się postkomunistycznym ministrom kontynuować w nadchodzących miesiącach błyskawiczne zadłużanie naszej ojczyzny. Bez specjalnych przeszkód ze strony nabywców polskich obligacji. Przyjmijmy kompromisowo, że klajstrowanie sytuacji przez magistra Vincenta, ta jego kreatywna księgowość, jakoś się w końcu powiedzie. Przynajmniej do listopada.

Cóż począć w takiej sytuacji z mgr Donaldem Tuskiem?

No właśnie. Niewykluczone, że dopiero gwałtowne zagęszczenie wydarzeń na arenie międzynarodowej zmusi obydwie grupy Polaków do ożywienia wzajemnej miłości.Spójrzmy przez chwilę na wydarzenia globalne z perspektywy Tragedii Smoleńskiej. Wydaje się, że świat z ulgą kupił narrację rosyjską na temat rzekomej „katastrofy”. Kupił, ponieważ żadnej innej na rynku nie było. Donald Tusk z własną wersją się nie wychylił. Nawet nie pisnął. Dzisiaj czeka w związku z tym – podobnie jak i jego najważniejsi ministrowie – na przesłuchanie w Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej. Oczywiście w związku z kłopotami, których napytał Rosjanom własnym „niedbalstwem, niezgulstwem i lenistwem”. Przede wszystkim podczas przygotowań do tragicznego lotu. O wezwaniu na przesłuchania członków polskiego rządu, z polskim Premierem na czele, poinformowali we wtorek (22.03) rosyjscy śledczy.

To już wiemy - świat nie ma dziś ochoty na ewentualną zmianę narracji w sprawie „katastrofy smoleńskiej”. Z wersją rosyjską, wersją Donalda Tuska, żyje się ludziom wygodniej. Nie takie rzeczy w Rosji już widziano. Zachód również przywykł. Nie pierwsza to narracja ekipy Putina, która się posypała, obnażona w spektakularny sposób.

Zmiana nastawienia opinii światowej wyniknąć może wyłącznie z nagromadzenia napięć. Z prób wykorzystania ukrytej wiedzy o kulisach tej Tragedii do politycznych rozgrywek. Każde starcie, każda wyraźniejsza różnica stanowisk  – nawet pozornie niegroźna (np. turecko–amerykańska) - może skutkować pojawieniem się w światowej przestrzeni medialnej drobnego szczegółu. Powiązanego o dziwo z wydarzeniami 10.04.2010 w Smoleńsku. Prędzej czy później taki fakt wypłynie. Choćby w miarę rozciągania się w czasie konfliktu w Libii. A może dopiero w związku z narastającymi kłopotami finansowymi Japonii, przekładającymi się na coraz bardziej wojenną retorykę i praktykę zarówno USA, jak i Izraela. Stan równowagi chwiejnej, charakteryzujący aktualną sytuację międzynarodową, nie daje rządowi Tuska możliwości szczelnego ukrycia prawdy. Miejmy nadzieję, że liderzy „nieciekawych” posiadają tego świadomość. A skoro tak, to nad Donaldem Tuskiem cały czas gromadzą się chmury. Ujawnia się przy tym kluczowy problem polskiej polityki. Zawarty w prostym pytaniu – a cóż my mamy z polskim Premierem począć?

Z jednej strony obserwujemy pozory. Donald Tusk, także armia jego rozkosznych koleżanek i kolegów, funkcjonuje jak za starych dobrych czasów. Jakby byli normalnymi ludźmi. Z drugiej zaś powinni – posiadając choćby odrobinkę oleju w głowie - zdawać sobie sprawę z kruchości obecnej polskiej sytuacji. Przecież zaledwie jeden zagubiony gdzieś we wszechświecie kawałeczek prawdy na temat rzeczywistego przebiegu wydarzeń 10.04. wysyła całe ich towarzystwo w kosmos. Tymczasem oni przemawiają dziś, udzielają się publicznie, a nawet … ferują opinie i wyroki. Jakby nic się nie stało. Co więcej, codziennie występują w telewizji.

Do czasu. Prawda o Smoleńsku powoli dociera do opinii publicznej. W każdej chwili proces ten może nabrać niezwykłego przyspieszenia. Czy koleżanki i koledzy z partii magistra Schetyny są na taki zwrot przygotowani? Co poczną, gdy do większości Polaków w końcu dotrze, że Tragedia Smoleńska, to nie była żadna „katastrofa lotnicza”? Że było to coś o wiele poważniejszego. I że to coś powinniśmy przede wszystkim bardzo uważnie zbadać.

Kreatorzy polskiej sceny politycznej zdają sobie oczywiście sprawę, że obecny Premier, także cały jego rząd, w każdej chwili może tąpnąć. Tragedia Smoleńska obnażyła zarówno Tuska, jak i jego ekipę całkowicie. Mogliśmy ich wreszcie zobaczyć takimi, jakimi są naprawdę – pozbawionymi zasad, bezmyślnymi, cynicznymi, tchórzliwymi; w niektórych przypadkach po prostu podłymi. Małe drobne cwaniaczki. Dziś utrzymują się na powierzchni wyłącznie dzięki intensywnej propagandzie, psychomanipulacji, dzięki zmasowanej pracy majnstrimu. A także, warto to podkreślić … dzięki wyjątkowej wprost bezmyślności własnego elektoratu. Tylko, jak długo uda się utrzymywać miliony ludzi w stanie kompletnego ogłupienia? W środku Europy?

Dylemat - co z nimi, ludźmi Tuska, począć? – wydaje się nierozwiązywalny. Tusk jest co prawda premierem fatalnym, politykiem jeszcze gorszym. Całą robotę wykonują za niego media, podając społeczeństwu nieustannie środki uśmierzające, ogłupiające, usypiające. Ale równocześnie Tusk musi przetrwać. Kluczowe okażą się dla niego najbliższe tygodnie. Jeżeli Tusk przez najbliższe tygodnie jakoś się przechowa, to na jesieni wkroczymy do nowo-starej neobolszewickiej rzeczywistości z Donaldem Tuskiem na czele.

Dlaczego Tusk musi przetrwać? Otóż nie uda się wykonać manewru „znikania” Donalda Tuska bez groźby zdynamizowania partii Jarosława Kaczyńskiego. Kreatorzy stanęli po raz pierwszy przed nierozwiązywalnym dylematem - jak bezpiecznie wypchnąć poza scenę Tuska? Z jednej strony należałoby Pana Donalda jak najszybciej odsunąć w cień, oderwać go od władzy. Z drugiej, jak to przeprowadzić bez wzmacniania partii Jarosława Kaczyńskiego? Ewentualnie - kogo wskazać na miejsce obecnego Premiera? Wreszcie - jak doprowadzić do równoczesnego zniknięcia szefa Platformy, z natychmiastowym pojawieniem się na scenie kogoś innego, świeższego? Kogoś nieznanego, przystojnego, pachnącego, bez obciążeń smoleńskich. Scenariusz z obecnym Premierem rodzi, z punktu widzenia kreatorów polskiej sceny politycznej, poważne ryzyko. Cóż chłopaki poczną, gdy stan międzynarodowej równowagi chwiejnej ulegnie gwałtownej dekompozycji? Z drugiej strony wyjścia nie ma, trzeba stawiać na Tuska. Mimo naszych najszczerszych chęci, nie widać w tym wypadku dla kreatorów dobrej podpowiedzi. Znaleźli się w pułapce. Jedynie TVN, Polsat i Agora, wspólnym heroicznym wysiłkiem, nie licząc się już z jakąkolwiek grą pozorów, mogą ich wszystkich, razem z tym całym Tuskiem, uratować.

Po zawaleniu się narracji MAK-a pan Donald stał się – chyba to już widać - „gorącym kartoflem” polskiej polityki. Nie wiadomo komu i w jakiej roli go podrzucić.

A propos świata polskiej polityki

Tej zadziwiającej mieszanki słabości i niemożliwości. Dwóch cech wyróżniających, zapewniających układowi politycznemu w Polsce chwilową równowagę. Platformę Obywatelską podtrzymują dziś przy życiu: słabość opozycji, słabość społeczeństwa, parasol medialny.

Zacznijmy od opozycji. Słabość PiS-u jest, jak na mój gust, zbyt widoczna. Zwróćmy uwagę na genezę tego ugrupowania – marginalizowanego i atakowanego od samego początku. Nasycanego agenturą, nieudacznikami, intrygantami. Pozbawionego, co najważniejsze, rozwiniętego zaplecza biznesowego. PiS osłabiło mówienie wiosną 2010 o zbrodni smoleńskiej w kategoriach „katastrofy”. Ten drobny zabieg leksykalny, wynikający zapewne z przyzwyczajenia do zachowań dyplomatycznych, doprowadził niestety do dość rozległych, nieprzyjemnych skutków. Umożliwił kontynuację aktywności ugrupowaniom zainteresowanym kłamstwem smoleńskim. Pozwolił przetrwać partii pana Donalda. Co więcej – ułatwił przetrwanie samemu Tuskowi. Umożliwił pozostawienie w przestrzeni publicznej ludzi odpowiedzialnych za organizację dwóch uroczystości w Smoleńsku, odpowiadających za niesłychane zaniedbania związane z wizytą Pary Prezydenckiej w Katyniu, również za gigantyczną dezinformację tuż po Tragedii. Za niszczenie, zacieranie, a nawet sztuczne tworzenie fałszywych śladów po masowym morderstwie. Tak naprawdę za matactwo. I to w obliczu zbrodni stulecia.

Nazywanie zbrodni smoleńskiej „katastrofą” doprowadziło w końcu do wyboru magistra historii Bronisława Komorowskiego na urząd Prezydenta. Można już chyba mówić o specyficznej drużynie magistrów (historii) w najnowszej polskiej historii. Nie tylko o agencie Bolku. Wyznaczonych – prawdopodobnie przez Rosjan – do dożywotniego piastowania w Polsce rozmaitych zaszczytnych stanowisk. Wypromowanych na gruncie „opozycyjnych” legend lat 80-tych. Tworzonych najczęściej przez komunistyczne służby.

Gdyby ktokolwiek próbował dziś wskazywać na istnienie pozostałych partii politycznych w Polsce, poza PO i PiS-em, to odpowiem krótko. Partie głosujące za amnezją smoleńską nie powinny w przyszłości zwracać niczyjej uwagi. Są to typowe partie postkomunistyczne, ze specyficznym dla takich ugrupowań zakłamaniem. Skupiają przede wszystkim karierowiczów. Także nieudaczników próbujących gdziekolwiek wypłynąć na powierzchnię. Tak naprawdę jesteśmy skazani na wspieranie PiS-u.

Przejdźmy do polskiego społeczeństwa - odwykłego od walki, nauczonego pracy. Społeczeństwa, które po każdym mocniejszym uderzeniu demonstruje uległość. Wycofuje się, zaciera pamięć, blokuje świadomość. Polscy inteligenci uciekają się co prawda do nieco bardziej wyrafinowanych technik (np. lingwistycznych), do tworzenia sobie pragmatycznych samousprawiedliwień. W swojej masie jednak ludzie dążą w sposób naturalny do specyficznie pojmowanej „normalności”.  Nawet za cenę narodowej amnezji. Wybierając ciężką pracę, pogrążanie się stopniowo w zniewoleniu, w zakłamaniu, w niedostrzeganiu i w zapominaniu. Nie zdając sobie przy tym sprawy, że na tym ich nieszczęście się nie skończy. Ponieważ w ślad za softową wersją matrixa, pojawi się wkrótce wersja hard - szybko postępująca degradacja materialna.

Wreszcie media. O wyjątkowej roli mainstream’u w sztucznym podtrzymywaniu, szczególnie na prowincji, wizji świata wg Donalda Tuska już opowiadałem (w poprzedniej notce). O tej ich wizji wypełnionej manipulacją, socjotechniką, pijarem.

Próbując zaglądać za kulisy naszej przyszłości stoimy tak naprawdę przed wielką, nierozstrzygniętą dziś zagadką. Czy Rosjanie, także analitycy Platformy Obywatelskiej, nie popełnili tym razem błędu? Czy faktycznie ugrzęźniemy – zgodnie z ich planem - w „tuskowym matrixie”, wspieranym przez polskie media, na długie smutne lata?

 

 

 

http://niezalezna.pl/7947-rosjanie-przesluchaja-tuska-i-jego-ministrow

http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/327101,smiglowiec-kanclerz-merkel-byl-bliski-katastrofy.html?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+Dziennik-PL+(RSS+-+Dziennik)

http://swkatowice.mojeforum.net/post-vp34902.html#34902

http://swkatowice.mojeforum.net/post-vp34900.html#34900

http://grzegorz.rossa.nowyekran.pl/post/7665,wplyw-przeszlosci-profesora-grossa-na-jego-zachowanie-obecne

http://niepoprawni.pl/blog/164/gruppenfuehrer-kat

http://marektomasz.salon24.pl/278983,ostateczna-rozprawa-z-hipoteza-katastrofy-lotniczej

http://marektomasz.salon24.pl/288702,czy-polskim-dziennikarzom-grozi-choroba-psychiczna

http://marektomasz.salon24.pl/289393,michnik-do-dymisji

marektomasz
O mnie marektomasz

energiczny, zdecydowany, spokojny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka